REAL MCKENZIES – Rats In The Burlap CD
65.00 zł
Po 23 latach grania kolejna udana płyta szkockich Kanadyjczyków. 2015
After 23 years of traversing the globe to spread their festive, high-octane, booze-fueled brand of punk rock, The Real McKenzies show no sign of slowing. With street-punk standards highlighted by traditional Scottish musical elements, „Rats In The Burlap” is the perfect representation of what the band does best. From the fast-paced, ultra-riffy punk classic „Who’d A Thought” to the penny whistle that playfully ambles its way through the catchy „You Wanna Know What,” the sing-along spirit of the album never lets up. Vinyl version includes digital download.
1. Wha Saw The 42nd
2. Up On A Motorbike
3. Who’d A Thought
4. Midnight Train To Moscow
5. Lilacs In The Alleyway
6. Yes
7. You Wanna Know What
8. What Have You Done
9. Bootsy The Haggis-Eating Cat
10. Spinning Wheels
11. Stephen’s Green
12. The Fields Of Inverness
13. Catch Me
14. Dead Or Alive
REAL MCKENZIES – Rats In The Burlap
Czy to już naprawdę 23 lata? Bo, że 9 studyjna płyta, to akurat potrafię sobie wyobrazić zerkając na półkę :). Pogratulować! Pierwsza obserwacja: fajna stylowa okładka niczym etykieta starej whiskey. Choć trudno to zrozumieć, ale w tamtym kręgu kulturowym namiętnie pije się ten pędzony na myszach, okropny trunek :).
Druga obserwacja: skład znowu przewietrzony i to mocno, oprócz Paula Mckenzie i gitarzysty same nowe twarze. McKenzie się chwali, że zwolnił wszystkich Amerykanów i przyjął Kanadyjczyków, choć jeden podobno jest bardziej z Hiszpanii niż Kanady. Kpiarski ton studzi fakt, że pochował Dave Gregga.
Trzecia obserwacja jest taka, że to chyba najbardziej „kalifornijska” płyta Szkotów z Kanady od… no chyba w ogóle ever. Owszem, zaczyna się od wyjątkowo mocno napakowanego kobzami i brzmiącego po szkocku „Wha Saw The 42nd”, ale to jest chyba koniec udawania, że mówimy po szkocku. Jest blues w stylu Toma Waitsa („Bootsy” o… kocie) i generalnie wszystkie kawałki mają ten szkocki flavor, a kobzy, mandoliny i kilty są obowiązkowe, ale jakby ściągnąć panom te kraciaste kiecki i zabrać te wszystkie „niepunkowe” zabawki, to wciąż by było nieźle – czytaj zostałyby fajne punk rockowe kawałki. I to takie wyjątkowo w tonacji sztandarowych kapel z wytwórni. Kto wie, czy to nie producent w osobie grubego Michaela Burketta, którego znacie pod zupełnie inną ksywką, nagiął pod siebie brzmienie zespołu i jego nowe numery. Zwłaszcza, że wyjątkowo i jak jeden mąż wpadają w ucho. Co numer to hit, co nie było wcześniej takie oczywiste. Ta płyta może jakoś nie porywa, ale się jej fajnie słucha. W tekstach oprócz jakichś przedpotopowych tematów, są i bieżące sprawy, w tym nawet referendum separatystów szkockich w piosence „Yes” (w sumie na szczęście zamiast „Yes” było No, bo przecież Szkocja dla Polaków a nie jakichś tam Szkotów :). Ale jest też np pamiątka z wycieczki do Moskwy – pamiętacie zapewne zdjęcia zespołu na tle cerkwi? Skoro Szkoci zdobyli Plac Czerwony i biegali tam w samych sukienkach, to mogą też grać kalifornijskiego punka z kobzami. (Bezkoc) (Fat Wreck)